Dwa lata temu
Dziewczyna słyszała uderzające o parapet krople deszczu, cały czas drżała ze strachu i z zimna. Bała się o to, co może stać się dzisiaj. Słyszała głośne krzyki dochodzące z góry. Sama była zamknięta w jakimś pomieszczeniu, nie widziała kompletnie nic, była zdana jedynie na swój słuch. Oczy miała obwiązane jakąś ciemną chustką, przez którą nie widziała kompletnie nic. Zadrżała słysząc głośny jęk któregoś z chłopaków, dalej słyszała już tylko spadające przedmioty, które uderzały głośno o podłogę. Trzaski i huki były na porządku dziennym tego cholernego budynku, w którym była zamknięta. Porywacz był niestabilny emocjonalnie, Mackenzie to wiedziała. Sama miała jedynie osiemnaście lat i mimo, że nie wiele wiedziała o życiu to znała się na ludziach. Bardzo bała się o swoje życie, miała jeszcze tyle długich lat przed sobą, a była tutaj, zamknięta. Usłyszała kroki więc zaczęła się prędko cofać do ściany, o którą uderzyła za mocno, przez co syknęła rozmasowując z trudem obolałe plecy. Ręce miała związane. Któryś z dwóch chłopaków wszedł do środka, podszedł do niej i szarpnął za ramię, Mackenzie już wiedziała, że to był ten zły, ten, który ja porwał. Chłopak rzucił ją na schody sam zabierając się za zamykanie drzwi. Mackenzie wstała i zaczęła uciekać po schodach, ale to nic nie dało, ponieważ chłopak pociągnął ją z powrotem w swoją stronę i ciągnął ją przez całe schody. Dziewczyna jęknęła, gdy chłopak pociągnął ją za mocno i uderzyła kolanem w schody. Jej oczy zapełniły się łzami, ponieważ uderzała starymi ranami o podłogę. Mężczyzna zdecydowanie nie traktował jej godnie, ale to było normalne, przez ten czas przyzwyczaiła się do bólu, który był o wiele słabszy niż ból psychiczny.
— Nie jęcz — warknął i rzucił ją na podłogę z ogromną siłą. mackenzie syknęła kuląc się przestraszona. Czuła, że ten dzień może zwiastować tylko jedno, koniec, jej koniec. Oczy zaszły jej łzami, wszystko ją bolało. Czuła, że oprócz jej, jest tutaj również drugi z mężczyzn.
— Odpierdol się, H! — warknął do niego drugi z nich, śmiejąc się głośno. "H"? Zdziwiła się dziewczyna. Już wcześniej słyszała tą literę, ale co niby oznacza "H"? Może to od jego imienia? mackenzie lubiła drugiego chłopaka, był dla niej bardzo miły, dziewczyna dowiedziała się od niego, że on również został porwany, nie była wstanie jednak nic więcej na jego temat powiedzieć, no może tylko to, że miał bardzo duże poczucie humoru.
— Zamknij się i daj sobie spokój. — Warknął do niego H, szarpiąc dziewczyną i sadzając ją na krześle. Dziewczyna złapała się pleców krzesła i skierowała swoją głowę przed siebie, tak bardzo chciała cokolwiek dostrzec, ale niestety nie udało jej się. Nic nie widziała. — Nie chcę jej zabić, ona i tak mnie nie wyda, przecież nic nie widzi! — wydarł się H i uderzył drugiego, dziewczyna sama poczuła ból. Gdyby tylko była odważniejsza i gdyby nie miała związanych rąk to pewnie pomogłaby chłopakowi, który teraz zwijał się z bólu, dziewczyna tego nie widziała, ale to słyszała i to bardzo dobrze, każde jęknięcie chłopaka. Deszcz cały czas padał, to tylko powiększało strach dziewczyny.
— To powiedz dlaczego ją porwałeś! Powiedz jej to! — darł się jęczący z bólu chłopak. mackenzie ożywiła się. A więc jednak był powód? H warknął i uderzył w coś z całej siły. To było naprawdę męczące dla dziewczyny, nie widzieć kompletnie nic. Jedyne co słyszała później to głośne trzaśnięcie drzwiami. H wyszedł?
— Czy on wyszedł? — spytała cicho dziewczyna. Chłopak podszedł do niej, Mackenzie nie wiedziała jak się zachować, czy ma teraz uciekać? Nie miała pojęcia jak powinna się teraz zachować. Chłopak uklęknął przed krzesłem i ujął jej twarz w swoje dłonie. Dziewczyna o dziwo nie wyrywała się. Chłopak sprawiał wrażenie osoby godnej zaufania, ufała mu przez cały ten czas od momentu, gdy została porwana. Chłopak przeciął sznur na jej nadgarstkach i ją uwolnił. Mackenzie szczęśliwa od razu chciała sięgnąć do chustki na swojej twarzy, ale chłopak zatrzymał ją ręką i złapał jej nadgarstki w swoje dłonie, nie był to mocny uścisk. Dziewczyna jednak wiedziała, że wystarczy jeden ruch i chłopak zacieśni swój uścisk.
— Współpracuj, Mackenzie. — wyszeptał chłopak. On naprawdę miał dziwny akcent, ale dziewczyna nie miała pojęcia jaki, nigdy się na tym nie znała. Chłopak podciągnął ją do góry przez co wstała. Chłopak pociągnął ją za sobą. Czuła się dziwnie, jak w jakiejś pieprzonej ciuciubabce! Przez ostatnie dni, tygodnie nie widziała kompletnie nic, sama nie wiedziała ile czasu spędziła w tym domu. Była bardzo ciekawa co tutaj robi i dlaczego została porwana. Nagle chłopak ją puścił.
— Co się dzieje? — spytał po chwili gdy chłopak otworzył drzwi i wyprowadził ją na zewnątrz. Wyprowadził dziewczynę z okolicy domu.
— Wyprowadzam Cię stąd, Mackenzie, już zaraz będziesz wolna. — Odparł spokojnie i popchnął ją do przodu, a następnie puścił dziewczynę zostawiając ją samą na jakimś rozdrożu. Gdy chłopak odszedł dziewczyna prędko sięgnęła do chustki, ale było już za późno, została sama. Widziała jedynie plecy chłopaka, który odchodził od niej. Powstrzymała się od pobiegnięcia za nim, chciała już zakończyć ten rozdział, zostawić go i przejść do kolejnego. Była niewyobrażalnie mocno wdzięczna chłopakowi, uratował jej życie. Uśmiech wpełzł na jej twarz, była wolna. Przez chwilę poczuła strach, było ciemno, nic nie widziała, ale już po chwili dostrzegła swoją okolicę, to był jej dom. Chłopak zadbał o to, aby prędko trafiła do siebie. Mackenzie wiedziała, że prędko nie pozbędzie się strachu i koszmarów, które na pewno będą ją nawiedzać każdej nocy, ale teraz to się nie liczyło. Liczyło się jedynie to, że była na zewnątrz, że widziała wszystko, że czuła się szczęśliwa. Pobiegła szybko w stronę swojego domu, w którym mieszkała z bratem, na pewno za mną tęsknił! — pomyślała. Dopiero teraz zauważyła, że deszcz przestał padać, niebo przestało płakać. Gdy tylko ominęła dom państwa Murray'ów wiedziała, że zaraz trafi do swojego domu. Zapukała w drzwi i czekała, aż otworzy je jej brat, tak też się stało.
To już koniec, jestem wolna. — Powiedziała sobie, gdy zobaczyła bladego jak ściana brata. Mackenzie spojrzała na niego i prędko rzuciła mu się w ramiona płacząc.
— Mackenzie, ja już straciłem nadzieję, że wrócisz. — Zaczął płaczliwie Alex przytulając swoją siostrę mocniej. Mackenzie jeszcze nigdy nie widziała swojego brata płaczącego, to łamało jej serce, ale nie to było teraz ważne. Ważne było to, że są razem, wreszcie. Alex zamknął drzwi za siostrą i wprowadził ją do środka ponownie zamykając w szczelnym uścisku.
— Alex, tęskniłam za tobą tak bardzo. — wyszeptała Mackenzie. Odkąd rodzice zginęli dziewczyna miała tylko swojego starszego brata, któremu ufała bezgranicznie. Gdy wreszcie oderwali się od siebie, Alex poszedł zrobić jej gorące kakao, które bardzo często pili jako małe dzieci. Mackenzie płacząc ze szczęścia spojrzała na swojego brata, który ocierając łzy otworzył mleko i wlał go do małego garnka.
— Pójdę się wykąpać — mruknęła, a jej brat uśmiechając się szeroko pokiwał głową. Dziewczyna poszła na górę i rozebrała się wchodząc pod prysznic. Do końca wieczoru uśmiech nie schodził Mackenzie z twarzy. W nocy mimo, że koszmary ją dręczyły i tak była uśmiechnięta. Jutro Alex miał zawiadomić policję o jej powrocie, obiecał, że to on z nimi porozmawia, a nie ona. Był kochany.
Dziewczyna słyszała uderzające o parapet krople deszczu, cały czas drżała ze strachu i z zimna. Bała się o to, co może stać się dzisiaj. Słyszała głośne krzyki dochodzące z góry. Sama była zamknięta w jakimś pomieszczeniu, nie widziała kompletnie nic, była zdana jedynie na swój słuch. Oczy miała obwiązane jakąś ciemną chustką, przez którą nie widziała kompletnie nic. Zadrżała słysząc głośny jęk któregoś z chłopaków, dalej słyszała już tylko spadające przedmioty, które uderzały głośno o podłogę. Trzaski i huki były na porządku dziennym tego cholernego budynku, w którym była zamknięta. Porywacz był niestabilny emocjonalnie, Mackenzie to wiedziała. Sama miała jedynie osiemnaście lat i mimo, że nie wiele wiedziała o życiu to znała się na ludziach. Bardzo bała się o swoje życie, miała jeszcze tyle długich lat przed sobą, a była tutaj, zamknięta. Usłyszała kroki więc zaczęła się prędko cofać do ściany, o którą uderzyła za mocno, przez co syknęła rozmasowując z trudem obolałe plecy. Ręce miała związane. Któryś z dwóch chłopaków wszedł do środka, podszedł do niej i szarpnął za ramię, Mackenzie już wiedziała, że to był ten zły, ten, który ja porwał. Chłopak rzucił ją na schody sam zabierając się za zamykanie drzwi. Mackenzie wstała i zaczęła uciekać po schodach, ale to nic nie dało, ponieważ chłopak pociągnął ją z powrotem w swoją stronę i ciągnął ją przez całe schody. Dziewczyna jęknęła, gdy chłopak pociągnął ją za mocno i uderzyła kolanem w schody. Jej oczy zapełniły się łzami, ponieważ uderzała starymi ranami o podłogę. Mężczyzna zdecydowanie nie traktował jej godnie, ale to było normalne, przez ten czas przyzwyczaiła się do bólu, który był o wiele słabszy niż ból psychiczny.
— Nie jęcz — warknął i rzucił ją na podłogę z ogromną siłą. mackenzie syknęła kuląc się przestraszona. Czuła, że ten dzień może zwiastować tylko jedno, koniec, jej koniec. Oczy zaszły jej łzami, wszystko ją bolało. Czuła, że oprócz jej, jest tutaj również drugi z mężczyzn.
— Odpierdol się, H! — warknął do niego drugi z nich, śmiejąc się głośno. "H"? Zdziwiła się dziewczyna. Już wcześniej słyszała tą literę, ale co niby oznacza "H"? Może to od jego imienia? mackenzie lubiła drugiego chłopaka, był dla niej bardzo miły, dziewczyna dowiedziała się od niego, że on również został porwany, nie była wstanie jednak nic więcej na jego temat powiedzieć, no może tylko to, że miał bardzo duże poczucie humoru.
— Zamknij się i daj sobie spokój. — Warknął do niego H, szarpiąc dziewczyną i sadzając ją na krześle. Dziewczyna złapała się pleców krzesła i skierowała swoją głowę przed siebie, tak bardzo chciała cokolwiek dostrzec, ale niestety nie udało jej się. Nic nie widziała. — Nie chcę jej zabić, ona i tak mnie nie wyda, przecież nic nie widzi! — wydarł się H i uderzył drugiego, dziewczyna sama poczuła ból. Gdyby tylko była odważniejsza i gdyby nie miała związanych rąk to pewnie pomogłaby chłopakowi, który teraz zwijał się z bólu, dziewczyna tego nie widziała, ale to słyszała i to bardzo dobrze, każde jęknięcie chłopaka. Deszcz cały czas padał, to tylko powiększało strach dziewczyny.
— To powiedz dlaczego ją porwałeś! Powiedz jej to! — darł się jęczący z bólu chłopak. mackenzie ożywiła się. A więc jednak był powód? H warknął i uderzył w coś z całej siły. To było naprawdę męczące dla dziewczyny, nie widzieć kompletnie nic. Jedyne co słyszała później to głośne trzaśnięcie drzwiami. H wyszedł?
— Czy on wyszedł? — spytała cicho dziewczyna. Chłopak podszedł do niej, Mackenzie nie wiedziała jak się zachować, czy ma teraz uciekać? Nie miała pojęcia jak powinna się teraz zachować. Chłopak uklęknął przed krzesłem i ujął jej twarz w swoje dłonie. Dziewczyna o dziwo nie wyrywała się. Chłopak sprawiał wrażenie osoby godnej zaufania, ufała mu przez cały ten czas od momentu, gdy została porwana. Chłopak przeciął sznur na jej nadgarstkach i ją uwolnił. Mackenzie szczęśliwa od razu chciała sięgnąć do chustki na swojej twarzy, ale chłopak zatrzymał ją ręką i złapał jej nadgarstki w swoje dłonie, nie był to mocny uścisk. Dziewczyna jednak wiedziała, że wystarczy jeden ruch i chłopak zacieśni swój uścisk.
— Współpracuj, Mackenzie. — wyszeptał chłopak. On naprawdę miał dziwny akcent, ale dziewczyna nie miała pojęcia jaki, nigdy się na tym nie znała. Chłopak podciągnął ją do góry przez co wstała. Chłopak pociągnął ją za sobą. Czuła się dziwnie, jak w jakiejś pieprzonej ciuciubabce! Przez ostatnie dni, tygodnie nie widziała kompletnie nic, sama nie wiedziała ile czasu spędziła w tym domu. Była bardzo ciekawa co tutaj robi i dlaczego została porwana. Nagle chłopak ją puścił.
— Co się dzieje? — spytał po chwili gdy chłopak otworzył drzwi i wyprowadził ją na zewnątrz. Wyprowadził dziewczynę z okolicy domu.
— Wyprowadzam Cię stąd, Mackenzie, już zaraz będziesz wolna. — Odparł spokojnie i popchnął ją do przodu, a następnie puścił dziewczynę zostawiając ją samą na jakimś rozdrożu. Gdy chłopak odszedł dziewczyna prędko sięgnęła do chustki, ale było już za późno, została sama. Widziała jedynie plecy chłopaka, który odchodził od niej. Powstrzymała się od pobiegnięcia za nim, chciała już zakończyć ten rozdział, zostawić go i przejść do kolejnego. Była niewyobrażalnie mocno wdzięczna chłopakowi, uratował jej życie. Uśmiech wpełzł na jej twarz, była wolna. Przez chwilę poczuła strach, było ciemno, nic nie widziała, ale już po chwili dostrzegła swoją okolicę, to był jej dom. Chłopak zadbał o to, aby prędko trafiła do siebie. Mackenzie wiedziała, że prędko nie pozbędzie się strachu i koszmarów, które na pewno będą ją nawiedzać każdej nocy, ale teraz to się nie liczyło. Liczyło się jedynie to, że była na zewnątrz, że widziała wszystko, że czuła się szczęśliwa. Pobiegła szybko w stronę swojego domu, w którym mieszkała z bratem, na pewno za mną tęsknił! — pomyślała. Dopiero teraz zauważyła, że deszcz przestał padać, niebo przestało płakać. Gdy tylko ominęła dom państwa Murray'ów wiedziała, że zaraz trafi do swojego domu. Zapukała w drzwi i czekała, aż otworzy je jej brat, tak też się stało.
To już koniec, jestem wolna. — Powiedziała sobie, gdy zobaczyła bladego jak ściana brata. Mackenzie spojrzała na niego i prędko rzuciła mu się w ramiona płacząc.
— Mackenzie, ja już straciłem nadzieję, że wrócisz. — Zaczął płaczliwie Alex przytulając swoją siostrę mocniej. Mackenzie jeszcze nigdy nie widziała swojego brata płaczącego, to łamało jej serce, ale nie to było teraz ważne. Ważne było to, że są razem, wreszcie. Alex zamknął drzwi za siostrą i wprowadził ją do środka ponownie zamykając w szczelnym uścisku.
— Alex, tęskniłam za tobą tak bardzo. — wyszeptała Mackenzie. Odkąd rodzice zginęli dziewczyna miała tylko swojego starszego brata, któremu ufała bezgranicznie. Gdy wreszcie oderwali się od siebie, Alex poszedł zrobić jej gorące kakao, które bardzo często pili jako małe dzieci. Mackenzie płacząc ze szczęścia spojrzała na swojego brata, który ocierając łzy otworzył mleko i wlał go do małego garnka.
— Pójdę się wykąpać — mruknęła, a jej brat uśmiechając się szeroko pokiwał głową. Dziewczyna poszła na górę i rozebrała się wchodząc pod prysznic. Do końca wieczoru uśmiech nie schodził Mackenzie z twarzy. W nocy mimo, że koszmary ją dręczyły i tak była uśmiechnięta. Jutro Alex miał zawiadomić policję o jej powrocie, obiecał, że to on z nimi porozmawia, a nie ona. Był kochany.
Od autorki: Rozdział nie jest za długi, ale mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza, ponieważ jest to tylko taki pierwszy rozdział, zapoznawczy. Mam nadzieję, że się wam wyjaśniła cała sytuacja. Nie lubię pisać pierwszych rozdziałów, a więc spokojnie, poziom będzie coraz lepszy, z każdym rozdziałem w górę. Pozdrawiam was.
Dzień dobry.
OdpowiedzUsuńNie czytam opowiadań, w których występują osoby istniejące naprawdę. Nigdy nie rozumiałam takiego zabiegu.
Ale może zrobię wyjątek.
Porób wcięcia akapitowe przy opisach i dialogach. Od razu będzie lepiej.
Pozdrawiam.
___________________
kot-z-maslem.blogspot.com
Cieszę się niezmiernie. c:
UsuńPostaram się przy następnym rozdziale zrobić akapity.
Bardzo Ci dziękuję za komentarz. :)
Pozdrawiam również.
Ogólnie rozdział dobry, jedyne do czego mogłabym się przyczepić to, to, że dziewczyna weszła, przytuliła brata i "wróciła do codzinności". Nie wiem, czy wiesz, o co mi chodzi. Np. Wg mnie brat raczej zasypeywałby ją pytaniami, co się stało, jak się czuje itd. Powinni troszeczkę dłużej być roztrzęsieni. Ale to dopiero początek, więc masz jeszcze czas na wgłębienie się w ich psychikę.
OdpowiedzUsuńDobrze oddałaś to, jak mogła wyglądać rzeczywistuć wokół dziewczyny, która nic nie widziała. Tam coś pukło, tam coś się stało... Można wczuć się w bohaterkę.
Dziękuję bardzo!
UsuńWiem, troszkę może za słabo opisałam tą sytuację, ale obiecuję poprawę! :D
Przybyłam! :)
OdpowiedzUsuńZajrzałam najpierw do zakładki z postaciami i zobaczyłam tam bohaterów istniejących w realnym świecie. Nie czytam takich opowiadań, a szczególnie, gdy nie wiem nic o wspomnianych osobach. No cóż... Skusiłam się jednak na pierwszy rozdział, tak z czystej ciekawości. Wrażenia...
Jest dobrze :) Mimo że nie będę czytać, jak wcześniej wyjaśniłam, to muszę przyznać, że zapowiada się ciekawie. Jest nutka tajemnicy, co jest fajne. Kilka rad ode mnie (nie jestem polonistką, ale może coś pomogę):
- nie jestem pewna, czy w dalszych rozdziałach jest tak samo, ale masz sporo powtórzeń dziewczyna, chłopak, tak samo imię bohaterki pojawia się tam, gdzie nie jest potrzebne. Czasami można to po prostu pominąć, a zdanie nie traci sensu.
- akapity, ale to już wcześniej padło;
- http://www.jezykowedylematy.pl/2011/01/czy-imieslowy-typu-jadac-stanawszy-zawsze-oddzielamy-przecinkami/ - tutaj gubisz przecinki
Pozdrawiam i życzę weny :)
Dziękuję za komentarz i za konstruktywną krytykę. :)
UsuńDzień dobry. :)
OdpowiedzUsuńTrochę źle się czyta na tym tle. Ale może tylko mnie, bo mam wrażliwe oczy.
Nie będę pisać o akapitach, bo widzę, że mnie uprzedzili.
Trochę tak... szybko się skończyło, zawiązało.
Tak myślę... dlaczego przy takiej tematyce zdecydowałaś się na umieszczenie osób żyjących naprawdę? To wielu odrzuca, wiadomo, pewnie lubisz o nich pisać i to Twoja decyzja.
Popracuj trochę nad interpunkcją. Ogólnie pod względem technicznym nie jest źle.
Gdzieś miałaś Mackenzie małą literą.
Trochę zabrakło mi emocji, a miałaś pole do popisu, jeśli o nie chodzi.
Czekam na rozwinięcie relacji rodzeństwa. Ma ona potencjał.
Jeszcze ten chłopak, z którym (współpracowała) mhm...
Pozdrawiam.
Wiem, wiem interpunkcja to moja zmora! :P
UsuńRozdział pierwszy miał być taki krótki i odrobinkę niezrozumiały, wszystkiegoo dowiadujemy się z czasem!
Wiem, wiem sławne osoby.. nie każdy to lubi, jednak bardzo mi na tym zależało ponieważ zauważyłam w Luke'u i Niall'u wiele podobienstw, a bardzo mi na tym zależało.
Rodzenstwo, będzie jeszcze miało wiele ciekawych sytuacji, także spokojnie! Chyba pod tym względem nie zawiodę. I tak patrzę, patrzę, już napisałaś komentarz do tego rozdziału! xD
Pozdrawiam cieplutko,
Bertie.